Donald Trump uważa, że kryzys klimatyczny to bzdura i wielokrotnie pokazywał swoją ignorancję, jeśli chodzi o wiedzę na temat klimatu. Teraz idzie krok dalej. Wycofuje finansowanie dla agencji rządowych i naukowców, którzy zajmują się kryzysem klimatycznym. Czy zakaże samego używania stwierdzenia “kryzys klimatyczny”?
Antyklimatyczne działania Trumpa – co zdążył już zrobić?
Choć Donald Trump jest prezydentem zaledwie od miesiąca, zdążył już podjąć kilka decyzji bardzo niekorzystnych z punktu widzenia ochrony przyrody i walki z kryzysem klimatycznym. Wycofał USA (ponownie) z Porozumienia Paryskiego – zobowiązania międzynarodowego państw świata do redukcji CO2. Zdążył również cofnąć wsparcie finansowe dla fotowoltaiki konsumenckiej oraz wstrzymać pozwolenia na instalacje wiatrowe. W tym tygodniu przeprowadził również czystki w komunikacji Białego Domu. Z rządowych stron internetowych nakazał usunięcie jakichkolwiek nawiązań do kryzysu klimatycznego czy zielonej transformacji.
Co dalej planuje Trump w związku z klimatem?
Zwolnienia przeprowadzane są obecnie w Agencji Ochrony Środowiska, która dotychczas dbała o zachowanie standardów środowiskowych przy inwestycjach. Dla Trumpa, który pragnie niepohamowanego rozwoju przemysłu wydobywczego, jest to tylko przeszkoda. Finansowanie ma stracić również NOAA – Narodowa Agencja ds. Oceanów i Atmosfery, zajmująca się monitorowaniem zmian klimatu. W tej rządowej jednostce stracić pracę ma kilka tysięcy badaczy. Administracja Trumpa nakazała również wstrzymanie prac nad przygotowaniem kolejnego raportu Międzyrządowego Zespołu ds. Zmian Klimatu (IPCC) – kluczowego dokumentu sporządzanego od wielu lat, pozwalającego śledzić globalne tendencje klimatyczne i środowiskowe. Co jeszcze? Naprawdę ciężko stwierdzić, bo Trump działa jak nieobliczalny szaleniec.
“Klimat” – zakazane słowo
Obecnie administracja Donalda Trumpa wycofuje jakiekolwiek finansowanie dla badań naukowych związanych z kryzysem klimatycznym. Naukowcy z USA mówią, że przypomina to już nagonkę i czują się zastraszeni. Wystarczy, aby w tytule pracy naukowej pojawiło się słowo “klimat” a traci ona szanse na rządowe granty. Polityka zaczyna się bardzo intensywnie mieszać w badania naukowe – co przypomina reżimy totalitarne, a nie, zdawałoby się oświecony demokratyczny kraj, jakim kiedyś były Stany Zjednoczone.
Trump kontra plastikowe słomki
Dość ikonicznym przykładem głupoty (tak, nie bójmy się tego słowa!) Donalda Trumpa jest jego “walka” z plastikowymi słomkami. „Podpiszę dekret, który zakończy niedorzeczne naciski Joe Bidena, aby promować papierowe słomki, które nie działają. Wracamy do plastiku!” – poinformował w mediach społecznościowych Donald Trump. „Nie sądzę, że plastik zrobi różnicę rekinom polującym w oceanach” – stwierdził. O papierowych alternatywach mówi, że „obrzydliwie rozpuszczają się w ustach”. Trump uchylił też plan wycofania jednorazowych plastików z terenów należących do skarbu państwa (m.in. parków narodowych) do 2032 r. Przypomnijmy – plastikowe słomki ze względu na małe rozmiary nie nadają się z reguły do recyklingu i stanowią bardzo duże zagrożenie dla zwierząt morskich. Polecamy używanie trwałych słomek np. stalowych albo całkowitą rezygnację z tych produktów.
Konsekwencje działań Trumpa dla klimatu
Eksperci biją na alarm. To co obecnie wyczynia Trump cofa nas w walce z kryzysem klimatycznym. Choć Trump tego nie rozumie, takie podejście wcale nie jest dobre długofalowo dla gospodarki i dobrostanu ludzi. Będzie prowadziło jedynie do nasilenia się negatywnych konsekwencji klimatycznych takich jak powodzie, susze, huragany, a także globalnego kryzysu rolnictwa i idącego za tym wzrostu cen płodów rolnych. Zdaniem ekspertów w najbliższych dziesięcioleciach czekają na nas masowe migracje ludności i konflikty zbrojne spowodowane zmianami klimatycznymi. W długim terminie ludzkość nie może ograniczać bowiem ignorować ograniczeń jakie nakłada na nas to, że ziemia jest tylko jedna, a jej zasoby nie są nieskończone.